niedziela, 24 października 2010

grunt to Rodzina…

w dzisiejszym świecie wydaje się niektórym, że kapłan to “ufoludek” lub nie z tej ziemi. A jednak każdy ksiądz wychowywał się w normalnej rodzinie, gdzie były i radości i smutki. I dziś gdy się tyle mówi o tym jak to, źle że księża nie mają rodziny, że są samotni, że ta samotność im tak doskwiera a to przecież zależy wszystko od tego jak tą samotność umiemy przeżywać…owszem bardzo ważne jest, żeby też nie uciekać od samotności, umieć żyć z samym sobą a przede wszystkim w obecności Pana Boga. Jednak żeby ta moja relacja była normalna to i w przeżywaniu samotności muszę też tą moją samotnością kapłańską dzielić się z innymi, a może nawet dzięki tej samotności być dla innych jeszcze bardziej…cała ta refleksja “naszła” mnie gdy w modlitwie wieczornej dziękowałem Bogu za przemiłe spotkanie w gronie zaprzyjaźnionej Rodziny (parafialnej), która jest rzeczywiście dla mnie jak rodzina. Właśnie w takich momentach ja jestem dla nich, ale to działa obustronnie, bo wtedy kiedy nie jest łatwo w niesieniu krzyża samotności wiem, że mam oparcie w “Rodzinie” ( oczywiście oprócz najbliższej Rodziny) i takich relacji, każdemu kapłanowi potrzeba, żeby spotkać się przy stole, porozmawiać, podzielić się tym czym żyjemy. To jest piękne, własnie takie chwile rekompensują kapłanowi “brak” własnej rodziny…

sobota, 16 października 2010

…dotknięcie Tajemnicy Życia i Śmierci…

Dziś w nocy wróciłem z kolejnej sesji Szkoły dla spowiedników, gdzie na nowo odkrywałem charyzmat tego wielkiego sakramentu Bożego Miłosierdzia jakim jest sakrament Pokuty i Pojednania. Sobotni poranek zaczął się bardzo miło, gdy słońce zaglądało do okna, za którym życie toczyło się normalnym trybem…ludzie chodzili z zakupami, śpieszyli się na autobus, matki chodziły na spacer ze swoimi dziećmi. Zacząłem odmawiać modlitwy poranne gdy po chwili rozległ się w ciszy mojego mieszkania dzwonek telefonu, w którym zapłakana kobieta z płaczem poprosiła żeby przyjść do jej umierającej mamy, mojej chorej, którą co pierwszy piątek odwiedzałem… w pierwszym momencie jak zawsze w takiej chwili poczułem najzwyklejszy w świecie strach, lęk przed ludzkimi emocjami, uczuciami…jak najprędzej ubrałem sutanne, wziąłem co potrzebne i z modlitwą na ustach zmierzałem do domu umierającej…różne myśli kłębiły się mojej głowie, czy zdążę, czy dam rady unieść ciężar tego co przeżywają najbliżsi umierającej, dla której w tym momencie najważniejsze już jest tylko to, że za chwile stanie przed Tronem Boga Najwyższego. Gdy wszedłem do domu wszyscy domownicy zgromadzeni byli przy konającej, mój lęk mocą samego Boga został pokonany, zacząłem się modlić, namaściłem i widziałem jak pani J. odchodzi na spotkanie z Panem Bogiem. Nie jest to łatwe doświadczenie szczególnie gdy przyjmuje się na siebie cały ciężar tego momentu rodziny…W takich chwilach staje mi przed oczami całe moje życie, moi bliscy…i te myśli kłębiące się w głowie, o Panie daj siłę nieść ten krzyż……zawsze się wydaje że pomimo wieku, śmierć przychodzi za wcześnie, te nasze ludzkie myślenie zupełnie nie idzie w parze z zamysłem Stwórcy, taka lekcja jak dziś uczy każdego z nas, od nagłej i nie spodziewanej śmierci wybaw nas Panie, bądź przy nas w takiej chwili…
W kapłańskiej posłudze wydawać by się mogło spotykam się z takim doświadczeniem “na co dzień” a jednak każda taka chwila jest dla mnie jedyną w swoim rodzaju, chwilą rekolekcji, chwilą skupienia…skupienia nad tajemnicą Życia i Śmierci…
“Życie nie dokończone
gdy oczy ci zamkną i zapalą świecę
miłość spełnioną i nieudaną
płacz
między mądrością i zabawą
Bożej powierzam opiece”
ks. Jan Twardowski

czwartek, 14 października 2010

“Chata”

Zakończyłem w dniu dzisiejszym lekturę rewelacyjnej książki pt “Chata” Williama P. Younga. Rewelacyjna to mało powiedziane!!! ona jest wspaniałym “modlitewnikiem”, jest odkrywaniem na nowo Boga. Żałuję, że dopiero teraz ją odkryłem a z drugiej strony się cieszę, że w ogóle dostała się w moje ręce. Po przeczytaniu tej książki na pewno zmienimy nasze myślenie o Bogu Trójjedynym, obali się mit Boga którego być może znamy z lat dziecięcych jako staruszka z długą siwą brodą itp. Książka poruszą tez zagadnienie cierpienia i to w cale nie łatwego do pogodzenia się z nim i przyjęcia, pokazuje że zawsze Bóg jest z nami nawet jeśli nam wydaje się inaczej. Jeśli uważasz, że tragedie twojego życia są wyreżyserowane przez Boga i Bóg do nich dopuszcza to ta książka jest właśnie dla ciebie. Na nowo odkryjesz , że Bóg potrafi nawet z największego zła wyciągnąć dobro. Pojawia się tez motyw przebaczenia tak bardzo ważny w życiu każdego człowieka…przebaczenia Bogu, przebaczenia drugiemu człowiekowi…czytając Chatę uczymy się na nowo relacji z Bogiem Ojcem, Jezusem - Synem Bożym i Duchem Świętym. Tę powieść czyta się jak modlitwę… jest to najlepsza powieść jaką kiedykolwiek przeczytałem.
Zachęcam do lektury tej przepięknej  powieści a później do dzielenia się wrażeniami :)

środa, 6 października 2010

pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie….do takich bowiem należy Królestwo niebieskie…

dzień zaczął się niby normalnie, poranny spacer z pieskiem, poranne modlitwy i zwyczajne czynności…uśmiech z rana do całego świata :) i kolejny dzień rozpoczęty. po godz. 12 wyszedłem do szkoły i wtedy doświadczyłem niesamowitego spotkania…idąc do szkoły spotkałem pewną panią z dzieckiem, nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to że mijając to dziecko ono stanęło przede mną uśmiechnęło się i zaczęło machać do mnie rączką…nic nie mówiło tylko stało i przyjaźnie machało rączką…od razu przyszły mi na myśl właśnie te słowa z ewangelii o “dzieciach” właśnie w takich małych, niewinnych osobach Bóg żyje cały czas, i śmiało mogę powiedzieć, że idąc do szkoły tak namacalnie spotkałem Jezusa w osobie tej małej Istotki…to było piękne doświadczenie. W duchu pobłogosławiłem ją ( bo była to dziewczynka) i poszedłem dalej. Niech będzie Bóg uwielbiony.

niedziela, 3 października 2010

Kochać - to dać wszystko i dać siebie samego… - św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Wczoraj Kościół obchodził wspomnienie św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, wielkiej świętej karmelitanki, która swoim życiem propagowała “małą drogę”… W naszej wspólnocie z racji tego, że pracują tu siostry Terezjanki obchodziliśmy ten dzień uroczyście, dzień uwieńczony uroczystą mszą św. pod przewodnictwem ks. biskupa Jacka, po mszy św. spotkaliśmy się ze wspólnotą Sióstr i ks. biskupem na wspólnej kolacji, i tradycyjnie losowaliśmy każdy dla siebie myśl św. Tereski. Ja właśnie wylosowałem tą która jest w tytule… :) od momentu kiedy tylko wyciągnąłem tą myśl od razu się z nią utożsamiłem, tak tez rozumuję swoją posługę kapłańską, żeby umieć dawać dla innych siebie samego, to nie jest łatwe szczególnie wtedy gdy nie dostaje się nic w zamian, ale chyba na tym to polega żeby kochać, kochać, kochać…całym sercem…