sobota, 16 października 2010

…dotknięcie Tajemnicy Życia i Śmierci…

Dziś w nocy wróciłem z kolejnej sesji Szkoły dla spowiedników, gdzie na nowo odkrywałem charyzmat tego wielkiego sakramentu Bożego Miłosierdzia jakim jest sakrament Pokuty i Pojednania. Sobotni poranek zaczął się bardzo miło, gdy słońce zaglądało do okna, za którym życie toczyło się normalnym trybem…ludzie chodzili z zakupami, śpieszyli się na autobus, matki chodziły na spacer ze swoimi dziećmi. Zacząłem odmawiać modlitwy poranne gdy po chwili rozległ się w ciszy mojego mieszkania dzwonek telefonu, w którym zapłakana kobieta z płaczem poprosiła żeby przyjść do jej umierającej mamy, mojej chorej, którą co pierwszy piątek odwiedzałem… w pierwszym momencie jak zawsze w takiej chwili poczułem najzwyklejszy w świecie strach, lęk przed ludzkimi emocjami, uczuciami…jak najprędzej ubrałem sutanne, wziąłem co potrzebne i z modlitwą na ustach zmierzałem do domu umierającej…różne myśli kłębiły się mojej głowie, czy zdążę, czy dam rady unieść ciężar tego co przeżywają najbliżsi umierającej, dla której w tym momencie najważniejsze już jest tylko to, że za chwile stanie przed Tronem Boga Najwyższego. Gdy wszedłem do domu wszyscy domownicy zgromadzeni byli przy konającej, mój lęk mocą samego Boga został pokonany, zacząłem się modlić, namaściłem i widziałem jak pani J. odchodzi na spotkanie z Panem Bogiem. Nie jest to łatwe doświadczenie szczególnie gdy przyjmuje się na siebie cały ciężar tego momentu rodziny…W takich chwilach staje mi przed oczami całe moje życie, moi bliscy…i te myśli kłębiące się w głowie, o Panie daj siłę nieść ten krzyż……zawsze się wydaje że pomimo wieku, śmierć przychodzi za wcześnie, te nasze ludzkie myślenie zupełnie nie idzie w parze z zamysłem Stwórcy, taka lekcja jak dziś uczy każdego z nas, od nagłej i nie spodziewanej śmierci wybaw nas Panie, bądź przy nas w takiej chwili…
W kapłańskiej posłudze wydawać by się mogło spotykam się z takim doświadczeniem “na co dzień” a jednak każda taka chwila jest dla mnie jedyną w swoim rodzaju, chwilą rekolekcji, chwilą skupienia…skupienia nad tajemnicą Życia i Śmierci…
“Życie nie dokończone
gdy oczy ci zamkną i zapalą świecę
miłość spełnioną i nieudaną
płacz
między mądrością i zabawą
Bożej powierzam opiece”
ks. Jan Twardowski

4 komentarze:

  1. Mnie ciekawi, jak kościół zapatruje się na kwestię śmierci klinicznej i wszystkiego tego co się dzieje w jej trakcie. Wiadomo, Moody napisał to swoje pseudonaukowe dzieło “Życie po życiu” przez co szydzono z niego w środowisku naukowym, więc ani autorytetem w sprawie nauki być nie może ani tym bardziej w sprawach religii. Czy to faktycznie można traktować w kategoriach przebywania w zaświatach, a raczej w przedsionku domu Boga? Czy może wiara nie dopuszcza tego typu doświadczeń. Pytam z powodów osobistych oraz w ramach refleksji po ostatniej przeczytanej książce ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. musiałbym się dokładniej przyjrzeć, ale z tego co się orientuje to Kościół nie wypowiedział się jeśli chodzi o śmierć kliniczną…tego typu doświadczenia są sprawą indywidualną każdego człowieka, co na pewno wiemy to, to że kiedy nasza dusza opuści ciało połączy się z |Bogiem, stając przed Jego obliczem aby zdać “relację” ze swojego życia i to jest śmierć…to pewne co nas czeka i na ten temat wiemy dużo, a to co mówią Ci co przeżyli w tzw śmierci klinicznej to tylko prywatne świadectwa…

    OdpowiedzUsuń
  3. O śmierci klinicznej

    Śmierć kliniczna na pewno nie jest śmiercią, ponieważ człowiek powraca do życia wskutek działań ludzkich - lekarzy, czy urządzeń medycznych.
    Gdyby to była prawdziwa śmierć, to takiego człowieka mógłby wskrzesić jedynie Pan życia i śmierci - czyli Bóg.
    Ja zetknęłam się bliżej ze śmiercią kliniczną, kiedy mąż mojej siostry, ateista, doświadczył jej na kilka miesięcy przed prawdziwą śmiercią.
    Choroba przyszła nagle i w ciągu jednego roku odebrała mu zdrowie i życie.
    On był świadomy nikłych szans na przeżycie i bardzo bał się śmierci. Pomimo tego o Bogu słuchać nie chciał, ale jako dziecko był ochrzczony.
    "Bóg istnieje" - to były jego pierwsze słowa po wybudzeniu się ze śmierci klinicznej. To, czego tam doświadczył spowodowało jego całkowite nawrócenie się i potem już ze spokojem i radosną nadzieją znosił gehennę wyniszczania przez chorobę swojego ciała, aż przeszedł do tej lepszej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję Pani Danusiu za tą historię, trochę mnie pokrzepiła :)

    OdpowiedzUsuń