wtorek, 19 lipca 2011

czy wierzę?

Gdyby zapytać niejednego katolika czy jest wierzącym, wiadomo usłyszymy, że oczywiście...gorzej jest ze słuchaniem czy czytaniem Słowa Bożego...w dzisiejszym świecie wielu jest takich, którzy sieją chwast. Wierzymy do czasu gdy nie przytrafi nam się jakaś krzywda czy tragedia...wtedy jesteśmy rozżaleni, pełni pretensji do Boga. Rodzi sie pytanie: Boże, gdzie byłeś wtedy gdy Cię potrzebowalem? czemu mnie nie wysłuchałeś, jak się modliłem?
Czy rzeczywiście tak jest? Przypomina mi się opowiadanie które niedawno przeczytałem. Pewien mężczyzna jako jedyny ocalał w katastrofie statku,został wyrzucony na brzeg wyspy, której nikt nie zamieszkiwał. Prosił Boga codziennie o pomoc, żeby zjawił się jakiś statek i go wybawił. Jednak nic nie pojawiało się na horyzoncie. W końcu wybudował sobie drewnianą chate. I pewnego dnia gdy wracał z poszukiwania jedzenia zobaczył jak płonie jego chata, dym unosił się pod niebo. Wywołało to w nim taką złość do Boga, że zaczął krzyczeć, Boże gdzie jesteś, czemu zostawiłeś mnie samego!!! Zmęczony zasnął na kamieniu...obudził go następnego ranka dźwięk zbliżającego się statku, który zmierzał w jego kierunku, by mu pomóc. Gdy dopłyneli zapytał się, skąd wiedzieli, że on tu jest. A oni na to: "jak to, przecież dałeś nam znak dymny"...

poniedziałek, 11 lipca 2011

nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło...

w ostatnich dniach zeszłego tygodnia czytaliśmy w czytaniach o Józefie i jego braciach, szczególnie sobotnie czytanie (Rdz 49,29-33;50,15-26) skłoniło mnie do refleksji a mianowicie taka myśl mi przyszła, że nawet u Boga sprawdza się to powiedzenie że "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło"... ciekawe jest to, że ludzie tego nie zauważają, albo i nie chcą zauważać, tylko jak już wydarzy się coś złego to tylko "biadolą" o jaka to tragedia się wydarzyła, albo jacy to są biedni...w ogóle nie chcemy myśleć, że nawet w tych trudnych po ludzku nie do przyjęcia sprawach jest obecny Pan Bóg, i w każdym zdarzeniu nawet tym ciężko zrozumiałym dla nas jest zrządzenie Boże...
Chociażby historia Józefa Egipskiego, bracia sprzedali go, wyrządzając tym samym jemu wielką krzywdę, był umiłowanym synem ojca a bracia z zazdrości chcieli go nawet zabić, ale w ostateczności sprzedali go, później trafił do Egiptu a dalsze losy mogliśmy usłyszeć w zeszłym tygodniu w czasie czytań mszalnych a także jak ta historia się zakończyła...
Dla mnie osobiście jest to namacalne działanie Boga w naszym życiu, a także dowód na to, że nawet z największej tragedii Bóg potrafi wyciągnąć dobro, bo gdyby Józef nie trafił do Egiptu to później w czasie klęski jego rodzina by zginęła...cały czas zachwycam się nad aktualnością Słowa Bożego dziś, w naszych czasach...tylko, żebyśmy chcieli w to uwierzyć, chociaż może nie jest łatwo, że Bóg działa i w moim życiu... sam na własnej skórze się przekonałem nie raz, że gdy nawet wtedy gdy było trudno zawierzyłem się Bogu to nawet gdy poszło nie po mojej myśli to Pan dał mi tę łaskę, że pogodzenie się z wolą Bożą było łatwiejsze...

czwartek, 7 lipca 2011

pierwszy tydzień za nami... - wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia

Śmiało można powiedzieć, że pierwszy tydzień na nowej parafii przeszedł do historii... Tydzień wcale niełatwy, jak tu przyszedłem to wszystko było nowe, inne... czułem się jak neoprezbiter na nowej parafii. Cóż nowa parafia, nowe zwyczaje, powoli zaczynam to opanowywać, ale jeszcze trochę potrwa zanim się z tym wszystkim zaznajomię... teraz... a w roku szkolnym na nowo trzeba będzie się odnaleźć :)
W każdym razie co by nie mówić, jestem zadowolony, wdzięczny Bogu, i wiem, że jestem na swoim miejscu, bo na miejscu które wybrała mi Boża Opatrzność. Odkąd poddaję wszystko pod działanie Boże, to zauważam, że rzeczy, które wcześniej wydawałyby mi się trudne, czy wręcz nie możliwe to z Bożą pomocą stają się realne... "wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia..."  Flp 4,13

piątek, 1 lipca 2011

Uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego - I dzień na nowej parafii...

Minął pierwszy dzień na mojej nowej parafii... I piątek miesiąca jest dniem na parafii dość intensywnym :) ale nie jest źle...cały czas się rozpakowywuje i jakoś końca nie widać.
Ten dzień oprócz posługi kapłańskiej przeżyłem w duchu oddania się w opiekę Najświętszemu Sercu Jezusa, jestem wdzięczny Bogu , że to właśnie dziś rozpoczynam swoją posługę na nowej parafii, tym samym sam Pan dał mi znak, gdzie mam się uciekać, gdy będą trudności, zmęczenie itp., ale i gdzie mam kierować dziękczynienie za dar mojego kapłaństwa...chce się ukryć w Twym Sercu Jezu, chcę w Nim trwać, wiem, że jeśli raz już tam wejdę Ty nigdy mnie nie opuścisz... dzisiejszy dzień jest dla mnie także drogowskazem na dalsze lata posługi kapłańskiej, być cichy i pokorny sercem, jak Jezus mój Mistrz.