środa, 3 listopada 2010

Samotność jest przedsionkiem śmierci

Przeczytałem dziś cytat, który umieściłem w tytule...i może gdyby nie przeżywane w ostatnich dniach tajemnice, wspomnienia bliskich zmarłych to może bym nad tym cytatem przeszedł obojętnie.
Ale coś w tym jest, naprawdę...i samotność ( mam tu na myśli swoją, kapłańską samotność...) umiejętnie przeżywana, i śmierć jest przebywaniem, zmierzaniem ku Bogu. Wszystko zależy od naszego punktu widzenia. Bo przecież może być samotność niszcząca a może być samotność budująca, i właśnie ta druga jest zachwycająca, bo własnie w samotności odnajduję Boga - mojego życia, i w tej samotności mogę prowadzić z NIM dialog, możemy na nowo się odnajdywać. Pewnie, można uciekać przed samym sobą, przed byciem ze sobą sam na sam, przed byciem z Bogiem...doświadczenie mojej przeszłości pozwala mi delektować się ta SAMOTNOŚCIĄ  w której odnajduje TEGO Który jest sensem mojego życia. Ileż radości jest w tym, że mogę z NIM i tylko z NIM prowadzić dialog mojej duszy w ciszy mojego kapłańskiego życia...jestem dla Niego a ON jest dla mnie. 
Podobnie śmierć, jest przecież nieodłączną częścią a w sumie zakończeniem naszego ziemskiego życia. Nie jest łatwa do pojęcia, nawet dla mnie wydawać by się mogło mającego do czynienia z nią dość często, poprzez posługę kapłańską...i śmierć może być czymś pięknym, jeśli nasze życie było piękne, przeżyte wraz z tym Który jest Panem życia i śmierci. Nie myślę tutaj o emocjach, które towarzyszą nam przy śmierci ale o tym czym ta śmierć jest, znamy przecież tyle jej określeń - brama, droga do wieczności, wieczny odpoczynek itp. I w odróżnieniu od samotności, śmierć jest już całkowitym zjednoczeniem człowieka z Bogiem, dlatego tak ważny jest moment śmierci, ta chwila w której opowiemy się za albo przeciw Miłości...
Obyśmy w tym najważniejszym momencie (wbrew pozorom) naszego życia mieli przy sobie Tą która jest naszą Niebieską Matką i żebyśmy w końcu usłyszeli "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego..."


3 komentarze:

  1. Z Księgi Kaznodziei Salomona rozdz.7:

    "Lepszy jest dzień zgonu, niż dzień narodzenia.
    Lepiej jest iść do domu żałoby, niż do domu biesiady;
    bo tam widzi się kres wszystkich ludzi,
    a żyjący powinien brać to sobie do serca.
    Lepszy jest smutek, niż śmiech,
    bo gdy smutek jest na twarzy, serce staje się lepsze."

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Listu do Hebrajczykow rozdz. 3 i 4

    "Baczcie bracia, żeby nie było czasem w kimś z was
    złego, niewierzącego serca, które by odpadło od Boga żywego,
    Ale napominajcie jedni drugich każdego dnia,
    dopóki trwa to , co się nazywa "dzisiaj",
    aby nikt z was nie popadł w zatwardziałość
    przez oszustwo grzechu.
    Staliśmy się bowiem współuczestnikami Chrystusa,
    jeśli tylko aż do końca zachowamy niewzruszenie
    ufność, jaką mieliśmy na początku.

    Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie,
    nie zatwardzajcie serc waszych.
    A tak pozostaje jeszcze odpocznienie dla ludu Bożego;
    Kto bowiem wszedł do odpocznienia Jego, ten sam
    odpoczął od dzieł swoich, jak Bóg od swoich.
    Starajmy się tedy usilnie wejść do owego odpocznienia,
    aby nikt nie upadł idąc za przykładem nieposłuszeństwa.
    Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne,
    ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny,
    przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha.
    I nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed Nim,
    przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami Tego, przed którym musimy zdać sprawę.
    Przystąpmy tedy z ufną odwagą do tronu łaski,
    abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli
    łaskę ku pomocy w stosownej porze."

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to zawsze muszę Księdza przemyślenia przetrawić parę dni, żeby coś wydziergać na klawiaturze takiego, aby nie było jakimś tam wymądrzaniem się z mojej strony ;P
    Jako że temat śmierci jest mi dość bliski z tego tytułu, że pisałam o niej dosyć rozlegle, to nie mogę się oprzeć naukowemu podejściu do tego zjawiska, niestety.
    Dla świeckiego człowieka tytuł tej notki jest dość jednoznaczny, bo świecka osoba osamotnienie traktuje jako coś najstraszniejszego, nie umie się cieszyć z przebywania w swoim własnym towarzystwie a raczej w towarzystwie swoich nachalnych myśli. Zapracowując się, albo czerpiąc niezliczone przyjemności ucieka od bycia ze samym sobą, a to jednocześnie blokuje myśli również o śmierci. Ludzie boją się osamotnienia, boją się zapomnienia i boją się ostatecznie śmierci, która się wiąże właśnie z osamotnieniem i zapomnieniem. Przykre to jest, bo żyjąc z dnia na dzień, ciągle tylko konsumując i zdobywając dobra doczesne, zaciera się istota człowieczeństwa. Niestety dzieje się tak, że albo nie wierzą w Boga, albo wierzą nie tak jak powinni. Ja mam takie odczucie, że ciągle jakoś umyka im obraz Tego kochającego i miłosiernego Stwórcy, a wciąż gdzieś sobie wyobrażają tego Boga starotestamentowego, który wypędził ludzi z raju, zatopił ziemię, zniszczył Sodomę i Gomorę, czy skazał na tułaczkę naród wybrany. A przecież przez Jezusa i Jego śmierć pokazał jak nas bardzo kocha i czeka z otwartymi ramionami :)

    OdpowiedzUsuń